Spragnieni dalekich podróży, kreśląc palcem po mapie, ktoś zahaczył o Indie. Żeby tak urozmaicić ten wyjazd postanowiliśmy odwiedzić jeszcze Sri Lankę. O ile na Indie mieliśmy sprecyzowane ambitne plany to Sri Lankę potraktowaliśmy przede wszystkim wypoczynkowo.
Z obawy na Covidowe obostrzenia baliśmy się wysłać samochody kilka miesięcy wcześniej obawiając się że być może znowu cały świat stanie i nie będziemy mogli do nich dolecieć. Rozważając wszystkie za i przeciw postawiliśmy pierwszy raz na nową dla nas formę podróżowania z plecakiem i na miejscu organizowania środków lokomocji.
Całe szczęście Covid pozwolił nam dotrzeć na miejsce ale tam czekała nas kolejna niespodzianka. Jeszcze przed samym wylotem dochodziły do nas informację że w kraju robi się niebezpiecznie ale postanowiliśmy jak zawsze. Lecieć i martwić się na miejscu. I takim sposobem trafiliśmy w sam środek wojny domowej. Po wylądowaniu na miejscu uderzył nas widok niezliczonych patroli wojskowych i ogromnych kolejek po paliwo. W tej sytuacji niestety niemożliwe było prowadzenie auta samodzielnie i ze względów bezpieczeństwa musieliśmy wynająć busa z lokalnym kierowcą.
W 6 dni objechaliśmy dookoła wyspę wypoczywając i starając się przebywać jak najwięcej z lokalną ludnością. Odwiedziliśmy Sigiriya, Kandy, Park Yala i jeszcze kilka innych obowiązkowych punktów. Nasz kierowca spisał się na medal i zawsze jakoś udawało mu się zdobyć paliwo na kolejny dzień.
Oczywiście nie mogło zabraknąć lokalnych przysmaków i owoców morza.
Mimo tego wielkiego zamieszania w kraju wszyscy byli do nas przyjaźnie nastawieni i nie odczuliśmy żadnego realnego zagrożenia.
Sri Lankę potraktowaliśmy jako rozgrzewkę przed kolejnym prawdziwym wyzwaniem – Indiami.