Drugie auto na tą wyprawę to Toyota Land Cruiser 90. Dachy obu pojazdów wyposażone zostały w specjalne rozkładane bagażniki, które przekształcały się w platformy, na których rozkładaliśmy namioty. Pojazdy 4×4 z takim dobytkiem i zapleczem noclegowym dały nam to co jest dla mnie najważniejsze – wolność i niezależność podróżowania.
Przez 21 dni przekroczyliśmy 12 granic, przejechaliśmy 8 000 kilometrów, zamoczyliśmy stopę w 3 morzach, spaliliśmy 1200 litrów benzynogazu, zjedliśmy dziesiątki konserw w przepięknych okolicznościach przyrody, z niesamowitymi ludźmi.
Poznaliśmy Gruzina, który pod Tbilisi udostępnił nam domek nad jeziorem. Innym razem właściciela winiarni, który pożyczył nam swój samochód. W Tbilisi wpisaliśmy się do księgi pamiątkowej polskiej szkoły obok Jolanty Kwaśniewskiej. Armenia poza Erywaniem, przywitała nas opuszczonymi ośrodkami wypoczynkowymi i „księżycowym” krajobrazem nad jeziorem Sewan. Monastyry – oczywiście są, nawet dużo. Polecam dojechać samochodem do jednego, o nazwie Spitakavor, na szczycie z pewnością zapalicie świeczkę za dalszą bezpieczną podróż powrotną.
Mocno zakurzeni kilometrami podróży ruszyliśmy na „Drogę Wojenną”. Ze strony Osetii Południowej, pod osłoną nocy przedarliśmy się do Rosji.
Biesłan, miejsce którego nazwa mówi sama za siebie. Dalej, przez Ukraiński Kercz i dwa dni odpoczęliśmy na Krymie. Ostatni etap to 56 godzin jazdy non stop do domu. Zadowoleni cali, zdrowi z nowymi planami, pozytywnie styrani dotarliśmy.