Tym razem zaplanowaliśmy naszą wyprawę na czerwiec. . Tradycyjnie zaczynamy od jazdy przez Republiki Bałtyckie: Litwa, Łotwa, Estonia. Tutaj jeszcze spokój, dobre drogi i dużo czasu na zaprawę. Cała zabawa zaczyna się w momencie, gdy przekraczamy granicę z Rosją. Bierzemy kurs na Petersburg. Pięknie miasto, gdzie możemy podziwiać architekturę i zabytki kultury czasów carskich. Od Petersburga przez Karelię kierujemy się na północ. Tutaj zaczynają się duże przestrzenie, pustkowia i ogromne odległości. Trudno jest znaleźć kogoś na drogach. Jeśli potrzebujesz pomocy, przygotuj się na długie oczekiwanie. W dodatku latające komary mogą zjeść cię żywcem.
Tak, tak. W takich warunkach przydaje się specjalny kapelusz z moskitierą. Inaczej przygotujcie się na opuchlizny i ukąszenia. Dodatkowo tracicie poczucie czasu, podczas białych nocy. Zapomnijcie o spaniu. A trzeba jechać dalej. Przed nami ostanie miasto przy granicy z Norwegią – Nikiel. Tam znajduje się kopalnia niklu. Okazuje się, że miasto wygląda jak po apokalipsie. Powoli pustoszeje, kolejne rodziny przenoszą się w głąb Rosji. Planowane wygaszanie miasta jest spowodowane umową między Federacją Rosyjską a Norwegią.
Przekraczamy granicę z Finlandią i kierujemy się na Nordkapp –najbardziej wysunięty na Północ punkt Europy.
Stacjonujemy w miejscowości Melanstrom w Szwecji – gdzie znalazł się czas na dwa dni imprezy, które zakończyły się kontrolą skandynawskich leśników. Po godzinie szukania pozwoleń i ustalania tożsamości okazuje się, że ryby możemy łowić… ale na innym jeziorze. Jednak leśnicy są w porządku. Możemy kontynuować ucztę bogów.
Czas jednak daje znać o sobie, szukamy ciemności i drogi powrotnej. Wreszcie cieśnina nad Sundem i most między Danią a Szwecją. I nasza Europa. Most z Danii i przez Niemcy wracamy na autopilocie do domu.
To była prawdopodobnie przełomowa wyprawa, po której okazało się, że nigdzie nie jest daleko ani drogo. Że da się podróżować po naszemu. Nawet starymi Mondeo.