Higiena osobista na wyprawie
Może niektórzy z Was zastanawiają się jak to jest przez kilka, kilkanaście czy kilkadziesiąt dni podróżować i nie korzystać z prysznica. Czy to możliwe? A co z brudnymi ubraniami? Jak dbać o higienę osobistą żeby nie nabawić się: wszawicy, świerzbu, grzybicy, żółtaczki zakaźnej, salmonellozy czy tasiemczycy? Ten artykuł w pewnym stopniu odpowie na te pytania. Opowiemy o tym co robimy żeby uniknąć problemów zdrowotnych, aby po powrocie nasze kochane, stęsknione partnerki mogły bez obaw się do nas przytulić.
Zawsze na wyprawę ruszamy z domu Tomali. Tam kilka dni wcześniej magazynujemy prowiant i wszystkie potrzebne rzeczy. Dużą część bagażnika zajmuje oryginalnie zamknięta butelkowa woda oraz dwa 25 litrowe baniaki z wodą z miejskiego wodociągu. Zapasy nie zawsze starczają na cały wyjazd, więc jesteśmy zmuszeni uzupełniać braki. Jeżeli chodzi o wodę butelkową kupujemy tę znanych marek. Baniaki z kolei napełniamy w miarę możliwości w zaufanych punktach np. na stacjach benzynowych.
Wodę w dużej ilości wykorzystuje nasz kucharz. 9 osobowa grupa facetów potrafi zjeść niespodziewane porcje. Oprócz gotowania przeznacza ją do mycia warzyw, czy garnków.
Pranie- mamy na to sposób:
Na dachu jednego z samochodów montujemy tak zwaną pralkę wyprawową. Jest to niebieska 40 litrowa beczka z zakręcanym deklem. Wkładamy tam nasze brudne ciuchy, wlewamy wodę i wsypujemy proszek. Cały dzień ubrania w beczce podczas jazdy poddawane są licznym ruchom. Na koniec dnia wyciągamy ciuchy, płuczemy je, rozwieszamy. Rano wszystko jest suche i gotowe do założenia. Proces prasowania omijamy szerokim łukiem – na wyprawie nie jest nam to potrzebne.
Na jednej z ostatnich wypraw przekonaliśmy się jak to jest złapać bakterię.
Mimo naszych starań i dbania o czystość i higienę niestety popełniliśmy błąd. Cała grupa zachorowała. Sztuczne jezioro, bo głównie takie występują w Rumunii, nad którym rozbiliśmy obóz zapamiętamy na długo. Czystą wodę mieliśmy już na rezerwie, dlatego postanowiliśmy umyć garnki po kolacji w wodzie z jeziora. To nas zgubiło. Mimo, że przy brzegu woda była krystalicznie czysta, posiadała bakterie. Już przed snem pierwsze objawy pojawiły się u jednego z nas. Finałem tego zatrucia była najokrutniejsza zemsta Farona jaką można sobie wyobrazić. Padaliśmy po kolei jak muchy. Kwestią czasu było to, że niedługo nie będzie komu prowadzić aut. Na koniec zostało trzech, którzy mimo zatrucia dali radę. Reszta zwijała się z bólu leżąc gdzie się da w samochodzie, w pozycjach nie do powtórzenia. Jechaliśmy do domu od stacji paliw do stacji paliw mimo, że nie musieliśmy tankować. Toaletę odwiedzaliśmy chyba na każdej stacji, a na niektóre wracaliśmy po przejechaniu 50m. Zemsta Faraona trwała około 10 dni. Niektórzy po powrocie z wyprawy udali się do lekarza, który przepisał leki na tego typu rewolucje żołądkową. Założyliśmy nawet nasze wewnętrzne forum, na którym opisywaliśmy co komu pomaga i po czym czuje się lepiej. Na szczęście wszystkim odpuściło. Teraz tylko śmiejemy się z tego co nas spotkało w drodze powrotnej, a szczególnie z zabawnych sytuacji na stacjach paliw w kolejce do WC…ale to niestety nie nadaje się do opisania na blogu..;)
Wracając do codziennej higieny chyba najlepiej opisuje go codzienny rytuał naszego kucharza
Oczywiście inni robią to samo ale szybciej… Nasz Grześ zawsze wstaje jako pierwszy około 6 rano i przygotowuje śniadanie. Ale przed tym zaczyna swój rytuał. Z jednej strony jest to dla nas zabawne, a z drugiej pełne podziwu. Otóż nasz kolega zaczyna wszystko od rozłożenia rzeczy potrzebnych do codziennego mycia. Jeśli jest to w miarę przyzwoity teren i warunki, znajduje kawałek stolika, pieńka lub kamień. Wykłada ze swojej torby czyste, uprasowane i złożone w kosteczkę ubrania. Do tego pełny komplet chemii: pasta do zębów, mydło, perfumy, sprzęt do golenia, miska itp.. Trwa to dobrą godzinę, dlatego nikogo nie dziwi, że wygląda jak z reklamy. Reszta ekipy podczas tego obrzędu docina mu i jest mnóstwo śmiechu. Na koniec wszyscy widzimy jak „pachnący” Grześ zabiera się do swojej kolejnej rutynowej roboty, czyli przygotowywania śniadania.
Po powrocie do domów za każdym razem słyszymy : „Rozbierz się w garażu i idź pod prysznic, a ciuchy od razu wrzuć do pralki”.