Skip to main content

Weekend z Drivenfar

08.12.2018 –  sobota

Godz 9.00 zbiórka pod Pałacem Kultury a ja spóźniona szukam parkingu. Łazar mnie „ściga” przez telefon ale po kilku minutach udaje się dołączyć do grupy. Dwóch uczestników już jest, czekamy tylko na Krystiana , który przybył aż z Krakowa ( Ela dołączy na miejscu). Ruszamy…

Ja wraz z Natalią trafiłyśmy pod skrzydła Królika….był naszym kierowcą jak i instruktorem podczas jazdy.  Jako, że futrzaki są z natury miłe i szybko się oswajają, tak też było z naszym Królikiem…. złapaliśmy dobry kontakt i przerobiliśmy podczas pobytu wiele tematów 🙂

Kiedy dojechaliśmy na miejsce czekało na nas wyborne  śniadanie przygotowane przez Precla- czuć było serce kucharza w jego potrawach 🙂 Miłym zaskoczeniem było to, że chłopaki zadbali też o prowiant na drogę…..poczułam się jak za młodzieńczych czasów – kanapki z konserwą przygotowywane na masce samochodu przy temperaturze około 3 stopni….pycha!!

….no ale do brzegu…..jedziemy…. jako że jestem w czepku urodzona  to i tym razem szczęście mi dopisało.

Okazało się, że Natalia nie ma prawa jazdy i będzie się szkolić biernie….za to ja przejmuję stery na całe dwa dni 🙂  Pierwsze kilometry po asfalcie w sumie nie robiły na mnie wrażenia ponieważ na co dzień poruszam się bardzo podobnym, tylko troszkę mniejszym autem. Ruszyliśmy więc z kopyta i w końcu wjechaliśmy w zarośla. Na styk między drzewa, po piachu, błocie, wodzie i lodzie. To była frajda nie z tej ziemi i tutaj zaczęła się prawdziwa przygoda. Adrenalina działała….aczkolwiek świadomość tego , że auto może zostać porysowane czy też, że się może wybrudzić sprawiła, że poczułam się bardzo swobodnie i pewnie choć na co dzień też mi nie brak pewności za kółkiem.

Po drodze oczywiście zaliczyliśmy kilka przytopek i jako że byliśmy amatorami a teren nie był znany również profesjonalistom, szkolenie z wyciągania aut z wody czy błota bardzo nam się utrwaliło. Ja „popłynęłam ”3 razy…..

Na deser, w całkowitej ciemności został nam ostatni odcinek drogi, na którym utknęły 3 z 4 aut. Nie obyło się bez kruszenia lodu siekierą i wspierania się drzewem podczas wyciągania. Mimo, że to był krótki odcinek to i tak zrobił na mnie największe wrażenie. Przejazd przez kilka dołów z rzędu na dość dużej prędkości jak na tamte warunki…..adrenalina była 🙂 …ale co tam doły, dziury, błota skoro w obozowisku czekał na nas pyszny żurek, grzaniec i inne pyszności a ciepło od ogniska zachęcało do nocnych opowieści. Grupa Drivenfar miała czym się dzielić i wspominali swoje extremalne przeżycia. Opowiadali o odwiedzanych miejscach i spotykanych ludziach.

Kiełbaski skwierczały na kijach, ziemniaki  piekły się w ogniu a humory dopisywały… był też występ Szymona, który wyśpiewywał nam przy akompaniamencie gitary.

Żeby jednak móc pójść spać , wcześniej  razem z instruktorami rozłożyliśmy namioty i przygotowaliśmy posłania 🙂 Po  nocnych rozważaniach przy ognisku (jedni wcześniej , inni później) udaliśmy się na spoczynek. Każdy mnie później pytał…jak się spało??? Zmarzłaś???…i jaka była moja odpowiedź??? …..zmarzły mi stopy ale dlatego, że miałam za cienkie skarpetki. Rano okazało się, że spałam przy otwartym oknie…..to taki szczegół 🙂

09.12.2018 niedziela

Po krótkiej nocy czekał nas rześki poranek. Zęby szczękały mocno po wyjściu z namiotów ale na to receptę miał już nasz nadworny kucharz Precel. Czekała na nas pyszna jajecznica na boczku i kiełbasie, gorące napoje , kanapki i wspomnienia z poprzedniego wieczoru …i znowu niespodzianka….chłopaki przygotowali dla nas wszystkich niesamowite pamiątkowe prezenty, które przez długi czas będą nam przypominać o tej niesamowitej wyprawie.

Po śniadaniu i krótkiej przejażdżce, kolejna niespodzianka…wizyta na Kopcu Sienkiewicza oraz  w Muzeum, domu rodzinnym Noblisty, które w ten dzień zostało udostępnione specjalnie dla naszej grupy. Dzięki mistrzowskiej opowieści „kustosza” muzeum, mieliśmy szanse chociaż na chwilę cofnąć się do okresu  w którym żył i tworzył nasz narodowy Wieszcz…a możliwość dotknięcia osobistych przedmiotów pisarza sprawiła nam mnóstwo radości….dla mnie bezcenne 🙂

Ostatnim punktem wyprawy był obiad, przygotowany przez Grzesia oraz pamiątkowe zdjęcia. Pogoda nam się zepsuła i w deszczowej aurze wracaliśmy do Warszawy z drobnymi kłopotami technicznymi po drodze….

Gdybym miała krótko podsumować ten wyjazd to mogłabym to ująć w dwóch słowach ”CHCĘ WIECEJ”…. Wyrwana z korporacyjnego świata mogłam poczuć adrenalinę, smród spalin oraz mniej lub bardziej błotko, a także przejmujące zimno, które sprawiało frajdę….

Na co dzień wygodna, potrafiłam łatwo przejść w tryb survivalowy….i to mnie najbardziej ucieszyło….nie złamała mnie pogoda ani brak piątej  gwiazdki w naszym „hotelu” 🙂

Co najważniejsze miałam okazję poznać tych niesamowitych ludzi, którzy pomimo, że na co dzień prowadzą regularne życie zawodowe, mają chęci, energię i co odwagę aby ruszyć w nieznane.

Podziwiam ich zorganizowanie, podział  ról i mistrzowskie przygotowanie. Jestem pod dużym wrażeniem ich solidności, z jaką wykonują swoje zadania…. Na kilku przykładach mogłam się przekonać, że to bardzo odpowiedzialna grupa dziewięciu świetnych chłopaków….każdy inny ale w grupie pasujący jak puzzel w układance DRIVENFAR.

Panowie, dziękowałam, dziękuję i przy możliwej okazji jeszcze raz podziękuję, za te dwa dni pełne wrażeń i nowych doświadczeń. Działajcie tak dalej i chociaż w mediach społecznościowych karmcie Cię nas swoimi przygodami  🙂

GOOD LUCK!!

Jolka

Translate SITE »